Fabuła w skrócie opowiada o rodzinnym spotkaniu, na którym dochodzi do opętania.
Niemalże wszystko jest tu tragiczne, poczynając od straszliwie głupkowato poprowadzonej historii, a kończąc na drewnianym aktorstwie. Te wątki z księdzem i medium były żałosne, reżyser chyba nie wiedział, czy chce zrobić horror, czy komedie. W każdym razie ani to straszne, ani śmieszne, ani nawet ciekawe. A sam egzorcyzm to kilka zdrowasiek, machanie krzyżem i klasyczne "the power of Christ compels you!".
Podciągam ocenę za dwie ładne dziewuchy i Erica Robertsa, mimo że wybitnym aktorem nie jest, to trochę się zdziwiłem, że tu wystąpił.